Legenda o Hansie Urlychu Schaffgotschu


(1850)
Rozalia Saulson
"Warmbrunn i okolice jego..."
Przewodnik po Cieplicach Śląskich Zdroju i Karkonoszach z 1850 r.


O wilku i jagnięciu.

W czasie trzydziestoletniej wojny Ulrych hrabia Schafgotsch 72, Pan zamku Kynast, przez swych poddanych z powodu dobroczynności swej bardzo kochany, na obchód urodzin swoich zaprosił przyjaciół i znajomych na ucztę, pomiędzy którymi znajdował się Andrzej Tym ksiądz ewangelicki z Giersdorfu, biegły w astrologii. W chwili nieobecności pana domu mówiono o śmierci Waldsteina 73 i tegoż zamiłowaniu w astrologii, co wszyscy obecni z wyjątkiem pastora Tyma ganili. On albowiem utrzymywał że konstellacye w ścisłym są związku z życiem człowieka, co mówiąc zasmucił się widocznie. Zapytany o przyczynę zmiany humoru, odpowiedział iż horoskop hrabiego Schafgotscha wskazuje śmierć przez zimne żelazo. Ta rozmowa przez zausznika hrabiemu doniesiona wzbudziła śmiech jego i chęć upokorzenia księdza Tyma i przekonania o mylności astrologii. Rozkazał powtórnie tych samych co poprzednio gości na łowy i objazd zaprosić, i gdy wszyscy byli zgromadzeni, rzekł: "Panie pastorze, aby doświadczyć czyli z gwiazd rzeczywiście przyszłość wyczytać można, proszę o horoskop dla jagnięcia, które lokaj oto na ręku przynosi. Ksiądz Tym obrażony wymawiał się, tłómaczył że astrologią do ludzi tylko zastosować należy. Wszystko daremnie. Hrabia nalegał prośbami, a gdy odstąpić od żądania swego nie chciał, ksiądz Tym zapytał o miesiąc, godzinę i dzień przyjścia na świat jagnięcia, i posiedziawszy chwilkę nad kombinacyami swemi, wyrzekł że to jagnię wilk zje. Z szyderczym uśmiechem słuchał pan zamku wyroku tego; gdyż według poprzednio wydanych rozkazów to jagnię na pieczyste do dzisiejszego objadu przeznaczonem było. Po wesołych łowach zasiadają do stołu. Następuje kolej pieczystego. Rozmaitego rodzaju pieczenie zastawiają, jagnięcej nie widać. Zdumiony pan każe wołać kucharza, który wyznawa, do nóg hrabiemu się rzucając, że wilk jagnię zjadł.
W kuchni zamkowej odedawna do obracania rożna był używany wilk, który nigdy jeszcze szkody żadnej nie zrządził, dlatego też nie zwracano na niego uwagi. Na słowa kucharza "to jagnię wilk zjadł", rzekł hrabia: "Panie podług Twojej woli świętej niechaj się stanie!"
Hrabia Ulrych Schafgotsch jenerał wojsk cesarskich w Szląsku, posądzony o związki ze Szwedami, dnia 23 Czerwca roku 1635 uległ karze śmierci mieczem w Ratysbonie 74.

_____________________________
72 Hans Ulrich Schaffgotsch (1595-1635).
73 Albrecht Eusebius Wenzel von Wallenstein (1583-1635), gen. ces. podczas wojny 30-letniej.
74 Ścięcie Schaffgotscha w Ratyzbonie nastąpiło 23 lipca 1635 r.


(1946 r.)
Józef Sykulski
"Piastowski zamek Chojnasty koło Jeleniej Góry"


Schaffgotsch, Liczyrzepa i wilki.

Liczyrzepa nie mógł się pogodzić z faktem, że jego ukochane Góry Olbrzymie, jego królestwo, którego do niedawna jeszcze był niepodzielnym panem i duchem, przeszły w obce, znienawidzone przez wszystkich Polaków panowanie Niemców. Toteż po śmierci ostatniego polskiego władcy tych gór, Ludwika, króla czeskiego i węgierskiego, bratanka Zygmunta Starego, długie czasy przestał zupełnie stykać się z ludźmi, aby w samotności rozmyślać nad dziwnymi losami narodu, którego władcy dobrowolnie pozbywali się swej ziemi na rzecz obcych.
Później jednak znowu chodził między ludem dolno-śląskim, pocieszał go jak umiał i pomagał mu jak mógł, a nierzadko śpiewał mu jego ukochane pieśni ludowe, aby stale pamiętał, że język polski jest jego narodowym językiem, o czym winien on pamiętać, choć dokoła coraz częściej słyszy obcą mowę...
Kiedy baron Jan Ulryk Schaffgotsch urządzał na zamku Chojnastym wielkie przyjęcie z racji rocznicy swych urodzin, Liczyrzepa, przebrany za wędrownego śpiewaka, również przybył na zamek. Ponieważ śpiewaków wędrownych chętnie wszędzie widziano i zapraszano, i Liczyrzepę poproszono do sali, gdzie się odbywała uczta. Gdy pozwolono mu na zaśpiewanie piosenki, Liczyrzepa zaczął:


                "Będzie wojna, będzie
                I po świecie wszędzie,
                A nie jedna matka
                Synaczka pozbędzie!

                          Już ja wam dziękuję,
                          Wy, kochane siostry,
                          Bo ja iść już muszę
                          Przez miecze ostre!

                Już ja wam dziękuję,
                Kochani bratkowie,
                Już na mnie celują
                Francuscy katowie!

                          Już ja wam dziękuję,
                          Kochani rodzice,
                          Bo ja iść już muszę
                          Na saską granicę!

                Na saskiej granicy
                Tam wojacy stoją,
                A serduszka jeich
                Bardzo się lękają.

                          Lękają się oni,
                          Bo też mają czego,
                          Wiedzą, że nie ujdą
                          Ognia francuskiego.

                Zawiesili na mnie
                Tę cielęcą duszę,
                A ja nieboraczek
                Z nią wędrować muszę!

                          Każdy nieboraczek,
                          Co szabelką siecze,
                          Z głowy i z ramienia
                          Chutnie mu krew ciecze! 1

Nie podobała się Niemcom ta piosenka, bo nasuwała im myśli, które mówiły, że może Polacy będą usiłowali zbrojnie zająć swoje niedawne terytoria, i wykazywała im, jak Polacy niechętnie służyli w wojsku swych zaborców - o takie właśnie wrażenie chodziło śpiewakowi. Gdy zebrani poprosili go, aby zaśpiewał im coś o Niemcach, Liczyrzepa uroczystym głosem wyśpiewał im tak:


                "Bolesławie, bohaterze,
                Znasz spoczynek, sen cię bierze?
                Świt i noce, i dzień cały
                Przez cię straszne się nam stały -

                                Bo takiś ty woj!

Dla nas jesteś Polski panem,
Lecz granice te nam dane?
Z wojska twego garstką małą
Naszą armię bijesz całą:

                                Wielki z ciebie wódz!
                Po Pomorzu tyś nie spoczął -
                Nadal bijesz się ochoczo:
                Pogan gromisz, krzewisz wiarę:
                Daj ci, Boże, męstwo stare

                                I zwydęstwo znów!
Chrześcijanie - ci zazdrościm:
Stąd po połach nasze kości!
Bolesławie, co trudnego
Dla cię, choćby największego

                                Królem państwa być?" 2

Przez cały czas śpiewu Liczyrzepy Schaffgotsch siedział pochmurny i zły, a gdy śpiewak skończył, obawiano się jakiegoś gwałtownego wybuchu ze strony barona, ale ten szybko się rozpogodził, nie chciał bowieni urazić swej żony, księżniczki piastowskiej Barbary i wielu polskich gości.
Liczyrzepa zaś aby jeszcze bardziej wzmocnić wrażenie, jakiego się spodziewał po odśpiewaniu piosenki rzekł:
- Zaśpiewałem wam, dostojni panowie, pieśń, którąście długie lata śpiewali w waszym wojsku, a widzę, że zrozumieliście ją dobrze - wszyscy przecież nauczyliście się z konieczności języka naszego kraju, który jeszcze niecałe temu sto lat był krajem wolnym!
Po tych słowach Liczyrzepa widząc wzburzone twarze wielu słuchaczy i nie chcąc doprowadzić ich do wybuchu złości, powiedział:
- A teraz opowiem wam naszą śląską historię o wilku wędrownym. Słuchajcie.



"Sławny węder jednego rzeźniczyka, przezwiskiem Wilka. Ten czasu jednego na węder poszedł, aby rozumu i sztuki wszelakiej doszedł. Mówi: gdy będę dobrze wyuczony, powrócę nazad, będę wychwalony. I tak ów nieboraczek jednego czasu puścił się do bardzo wielkiego lasu. Mówi: tam się moji kamraci dobrze mają, zające i lisy na jatki zganiają; gdy ja też robotę dostanę, zapewne dobrym rzeźniczykiem będę.
Lecz ów nieboraczek długi czas w tym lesie wędruje, sam i tam biega, a nic nie najduje. Boże się pożal! Żech tu szedł w te lasy, po polach przy wsi, tam są dobre czasy. Nie tak ci to pierwej było, bo się przez tydzień dwa razy biło, a teraz przez trzy księżyce cale nie jadło się nic, ani ździebłko. - Ja już od głodu nicbych nie jadł i choćby mnie kto zabił, tobych był już rad! I tam wędrownemu bardzo scywno było. Bodaj się i psu tak nie powodziło!
Szedł z tego lasa, idzie po łące, trafi gęsi w kupie i mówi: te wygodzą prawie mojej gębie, niech jeno ony wprzód nażrą się kąsek, to ja prędzej zatknę niemi żołądek. Wlekł się na brzuchu, a zęby ostrzył, już on też dość długo pościł. A gąsior mądry, jak to pomiarkował, wnet gęsi ku wsi komenderował. O miłe gęsi, źle tu będzie z wami, bo tu wilk biega, a zgrzyta zębami! I wnet się owe gęsi zebrały, wilkowi z ócz przez pole uleciały. Wy głupie gęsi, wżdyć czekajcie, gdy ja pastucha, nie ciekajcie! Gąsior się ozwał: jesteś ty pastucha, byłbyś ty nas niemało potkał do brzucha! - Co to za nieszczęście! Powiadam tyla, przynajmniejech ich mógł zjeść pól mendela, ale ja pomyślał, że to wszystko moje, jak też tak pasł jak bydełko swoje, i ja się zaprawdę wcale radował, że będzie żołądek niemi ładował!
Idzie dalej, potkał brata swego, to jest wilka postrzelonego, i obaczył go bardzo zranionego. A cóż ci się, mój braciszku, stało? wżdyć dobrze, że ci się całej nogi nie urwało! Oto myśliwiec nogę mi potrzaskał! bo sam w tych krajach już tak wymyślają: sieci jak na ryby na nas stawiają i po lasach wielkie doły poryli, abychmy w nich karki sobie kręcili.
Idzie precz wędrowny od kulawego, potem się udał do młyna jednego. Jakie tam narzekanie wędrowny prowadził!, bo mu już taka bićda dokuczała, że i wszystka sierć z niego obleciała, i kły mu z pysku powylatywały, że dawno mięsa nie skosztowały. Zatem wlazł do młyna i stanął na progu, nie widzi nikogo. Chwała Panu Bogu! Oględuje się, gdzie by co było, żeby jego kałdun uspokoiło. Byloć tam tylko osepki niewiele, nic nie więcęj jak trzy wiertele; a w tem go wielkie nieszczęście potkało. Jak młynarz go obaczył, wziął drążka wcześnego: a po cóżeś, powiada, ty tu wlazł do młyna mego! Jak się zamierzył prosto do ucha, dziw, że ów wędrowny nie oddał ducha. - Bodajś diabła zjadł, kiedyś mię tak uwalił, żeś mnie razy w troje przeraził. Nie mogłeś ty wziąć karbacza, trzasnąć na mnie parę razy i mówić mi pięknie: a wyleziesz ty razy!
Po całym świecie nowina ta słynie, że wilka wędrownego zabili w jednym kiepskim młynie" 3

Księżniczka Barbara, a z nią i kilkoro jej gości zaczęli bić brawo śpiewakowi, bo słyszeli przecież, jak nieraz Polacy Niemców - wilkami nazywali, i cieszyli się widząc zachmurzone twarze Niemców, a najbardziej Schaffgotscha. Polscy goście zrozumieli teraz, dlaczego śpiewak opowiedział im legendę o wilku, którego polski młynarz wypędził ze swego młyna.
- Umiem też wróżyć z gwiazd - odezwał się teraz śpiewak - nieraz na nie patrzę i widzę w nich losy różnych ludzi, a gwiazdy nigdy nie kłamią!
- To mi powróż o mojej przyszłości - rzecze Schaffgotsch rad, że ma okazję do zatarcia wśród gości nieprzyjemnego wrażenia, jakie wywołały pieśni i opowiadanie śpiewaka.
- Wam wróżyć nie będę, wasza milości, bom o was nie czytał w gwiazdach, a sami przecież wiecie, żeście się urodzili pod szczęśliwą gwiazdą - odpowie mu tając ironię śpiewak - powiem tylko, że dziś jeszcze niewinna owieczka zostanie pożarta przez wilka.
- Tysiące owieczek zostaje pożeranych codziennie przez wilki - mruknie ktoś z gości, - nic w tym dziwnego i ciekawego, nie trzeba przecież tego czytać aż w gwiazdach.
- Ale trzeba w nich czytać,- rzeknie śpiewak - że hodowana przez gospodarza owieczka wilkiem się okazała i została pożarta przez wilka, którego miano za owieczkę.
- Nie wiemy, o co ci chodzi - odezwie się ktoś z gości...
- Oto właśnie moje wróżby, które wyczytałem z gwiazd: chcecie, wierzcie, nie chcecie, nie wierzcie, ale pamiętajcie, że wróżby zawsze się sprawdzają, o czym sami się przekonacie i to niezadługo.
Nastało krótkie milczenie, bo każdy myślał o znaczeniu wróżby śpiewaka, który tymczasem został zaproszony do kuchni, aby tam sobie pojadł. Schaffgotsch, który, jak wielu ówczesnych, wierzył w przepowiednie, szczególnie na podstawie gwiazd, w czym go nieraz utwierdzał pastor z Popław Andrzej Tyme, spoważniał, przypomniał sobie bowiem wiele przepowiedni, jakie głosili astrologowie Wallensteina, a między nimi nawet uczony astronom Keppler, który często bywał w obozie tego dowódcy wojsk cesarskich.
Tymczasem lokaj, który miał zaprowadzić śpiewaka do kuchni, oddał go po drodze w ręce trzech strzelców, czekających na to - z rozkazu swego pana barona Schaffgotscha, który rozkaz ten przysłał im przez swego zaufanego sługę w czasie, gdy Liczyrzepa opowiadał gościom o wilku. Strzelcy ci naigrawając się z wróżb śpiewaka, wyprowadzili go za zamek, potem zaś wiedli go długo przez wąskie ścieżki w lesie, odległym od zamku i tam go zostawili samego powiedziawszy doń:
- Teraz sam się przekonasz, czy wilk zje owcę.
- Na pewno spełnią się me przepowiednie - odpowie im Liczyrzepa - sprawdzicie to na samych sobie, a i baron Schoff (owca) też nieządługo powie, że prawdziwie mu wróżyłem.
Strzelcy barona tylko roześmiali się na to. W drodze powrotnej napadły ich wilki i dwu z nich pożarły, trzeciego zaś jakby oszczędziły, by mógł tę wieść zanieść na zamek. Liczyrzepa zaś poszedł sobie spokojnie do swej siedziby w górach.
W dalszm ciągu uczty na zamku, kiedy przyszła kolej na podanie do stołu baraniny, przybiegł wystraszony kucharz i oświadczył zamyślonemu księciu - który domyślał się przecież, że skoro śpiewak mówił o owcy, to na pewno wiedział, że w jego nazwisku jest też to słowo - że stało się nieszczęście, bo owca, którą zarżnął na ucztę, została pożarta w kuchni przez wilka, który już od dziesięciu lat przebywał na zamku i był tak oswojony, że nieraz bawił się z owcami i baranami nic im złego nie czyniąc. Strach padł na barona i wielu jego gości, a pomnożyła go jeszcze wiadomość przyniesiona przez jednego z trzech wysłanych do lasu przez niego strzelców o pożarciu jego towarżyszy przez wilki.
Schaffgotsch wybiegł z sali hamując swój gniew, za nim poszło wiele gości - ucztę przerwano, a spowodował to wszystko nieznany nikomu z nich śpiewak.
Niedługo baron Jan Ulrych Schaffgotsch czekał na spełnienie się przepowiedni śpiewaka. Wkrótce został aresztowany z rozkazu cesarza i stracony w Regensburgu. Zapewne w ostatniej chwili swego życia myślał o tym dociekając w swej głowie, jak się to mogło stać, by zwyczajny sdbie śpiewak mógł o tym wcześniej wiedzieć - krótko jednak trwało jego myślenie - przerwało je jedno mocne uderzenie mieczem kata, który odciął baronowi głowę...
_____________________________
1 Oryginalna piosenka dolno-śląska "Żołnierz żegna się ze swoimi".
2 Gesellhofen Julius: Die Jungfrau vom Kynast. Ein Sang aus Schlesiens Bergen. Breslau 1883.
3 Oryginalne opowiadanie dolno-śląskie "Żołnierz żegna się ze swoimi".



(1961)
"Informator Jeleniogórski."

Straszna przepowiednia na Chojniku.

Hucznie i wesoło obchodził Schaffgotsch, pan na Chojniku, swoje urodziny. Goście zjechali tłumnie, kielichy krążyły gęsto a i tematów do gorących dysput nie brakło. Nie tak dawno przecież stracono Wallensteina, wielkiego i tajemniczego dowódcy przeciwników cesarskich. Niejeden z obecnych, nie wytaczając samego pana domu, byl z nim tajemnie zaprzyjaźniony. Znany już ze swej wiedzy o gwiazdach astrolog z Podgórzyna tłumaczył właśnie zawiłe arkana tej wiedzy, której tyle uwagi poświęcał i Wallenstein. Słuchający tego Schaffgotsch wybuchnął śmiechem, kpiąc z prawdziwości gwiezdnych przepowiedni.
- A cóż mnie przepowiadasz, zacny filozofie? - zagadnął, kpiąco astrologa z Podgórzyna.
- Panie, czeka cię śmierć przez żelazo! - padła niechętna odpowiedź zagadniętego
. Schaffgotsch zaniósł się śmiechem. Tym razem mniej szczerym.
- Ha, jeśliś taki mądry, przepowiedz losy tego oto jagnięcia! - rzekł, wskazując na pasące się jagnię, przeznaczone na rzeź dla zaspokojenia zachłannych apetytów obecnych gości.
- Zginie w paszczy wilka! - odrzekł astrolog.
Schaffgotsch uśmiechnął się ironicznie. Po chwili wezwał pachołka i rozkazał jagnię natychmiast zarżnąć i upiec, by moglo być podane już na wieczorną biesiadę.
Gdy przyszedł czas wieczerzy, Schaffgotsch zacierał ręce, niecierpliwie czekając na podanie pieczonego jagnięcia. Czas jednak mijał, a pieczystego nie przynoszono. Wtajemniczeni goście dziwili się tej zwłoce, ale pytać nie śmieli. W końcu gospodarz przywołał kucharza pytając o pieczyste.
- Panie - rzekł ten, blady ze strachu - nasz oswojony wilk, który zawsze tak potulnie się zachowywał, że powierzaliśmy mu kręcenie rożna, skorzystał z chwili nieuwagi i pożarł jagnię, nim jeszcze zaczęło się smażyć!
Na te słowa cisza zapanowała wśród biesiadników. Schaffgotsch zbladł i wstał od stołu, a za nim reszta domowników. Goście w milczeniu opuścili stół biesiadny pytając się wzajemnie, czy i druga z dzisiejszych przepowiedni się sprawdzi.
Sprawdziła się parę lat później. Schaffgotsch został z rozkazu cesarza ścięty pod zarzutem współdziałania z Wallensteinem i jego buntownikami.



(1990)
Jerzy Czajka
"Zamek Chojnik."


O Hansie Urlychu Schaffgotschu.

Był rok 1634, pan zamku uroczyście obchodził własne urodziny. Przy biesiadnyum stole roztrząsano najnowsze wieści, a zwłaszcza oskarżenie o spisek i zamordowanie w Chebie słynnego wodza Wallensteina. Wśród biesiadników znajdował się Andrzej Thieme - biegły w wiedzy astrologicznej pastor z Podgórzyna.
Jeden z uczestników zwrócił się doń żartobliwie z prośbą o wyjawienie horoskopu hansa Ulryka. Astrolog odrzekł, iż gospodarzowi pisana jest śmierć zadana zimnym żelazem. Hhans Ulryk niedowierzając i kpiąc z przepowiedni odparł, że rad by poznać los pasącego się opodal jagnięcia. Dziś jeszcze zginie w paszczy wilka - padła odpowiedź. W tajemnicy przed gośćmi, Hans Ulrych kazał jagnię przyrządzić na wieczerzę, podczas której przyznał się współbiesiadnikom do figla spłatanego pastorowi.
Jednak wśród potraw wnoszonych na salę jagnięcia nie było. Wzburzony gospodarz kazał wezwać kucharza, który z lękiem wyznał, iż oswojony wilk rzucił się na przygotowaną do upieczenia baraninę, porwał i zbiegi z nią do lasu, gdzie pożarł ją odszezętnie.
W niecały rok później sprawdziła się przepowiednia pastora. Hansa Ulryka oskarżono o współudział w spisku Wallensteina i ścięto w 1635 r. na rynku w Ratyzbonie, zgodnie w ówczesnym przywilejem szlachty, mieczem nie splamionym krwią i w pozycji siedzącej na fotelu.
Miecz i fotel aż do roku 1950 znajdowały się w cieplickim muzeum. - A na dziedzińcu zamku Chojnik do dnia dzisiejszego odbywa się tradycyjne pieczenie barana... z o wiele szczęśliwszym finałem... ponieważ w tych stronach trudno znaleźć - choćby ze świecą - autentycznego wilka.


Aktualizacja: 2008-11-06